niedziela, 18 marca 2012

Justyna Kowalczyk

Dziś miszmasz z cyklu, coś się dzieje, coś się dzieje w Dolinie Muminków i w życiu Maliny. Najpierw były długie tygodnie wyczekiwania na odpowiedni czas, pogodę, stan zdrowia itd. Jaana, z którą pracuję, wspomniała o nartach i voila! Cały potrzebny sprzęt znalazłam w szafie z butami w swoim rozmiarze. No niemal, bo podczas próby generalnej w lesie niemal przypłaciłam to życiem. Dokładnie tydzień temu cztery razy leżałam. I byłam zdruzgotana. I byłam zniechęcona. I byłam pozbawiona najmniejszej perspektywy. Ale teraz potrzebowałam uciec, gdzieś, gdziekolwiek. I tak wylądowałam w Soini. Miedzy Jaaną i jej córkami Iidą i Senni. Trasa spod jej domu do kawiarni: ok 3km. Ilość upadków: 1. Ilość jezior w okolicy: 18 (no, może więcej). Najtrudniej było wystartować i opanować wjazd pod górkę. A i oczywiście należy podkreślić po raz setny fakt, że Finlandia jest płaska! Górki nie byłyby wyzwaniem dla zwykłych śmiertelników, ale ja początkująca jestem. Mimo wszystko co jakiś czas słyszałam "hyvaa! hyvaa!" I się udało bez złamań. Kawiarnia nietypowa, z ogromnym piecem w środku, naleśnikami i sauną. Po przeciwnej stronie "drogi" ponad stuletni dom, w którym mogą się zatrzymywać na noc lub nieco dłużej piesi wędrowcy. W drodze powrotnej załapałyśmy się na (prawdopodobnie) ostatnie chodzenie po lodzie tej zimy!

Senni, Iida, mina.


Kawiarnia.

Opuszczony dom. Jaana z córkami.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz