wtorek, 3 stycznia 2012

Totta kai.

11 dni. 11 dni wakacji. 11 dni odpoczynku. 11 dni obawy. Bo tak naprawdę, nie posiadałam żadnego planu. Bilet w jedną stronę do Vihti. I koniec. Blisko 6 godzin jazdy z przesiadkami. W najkrótszy dzień roku. Więc, w zasadzie dnia nie widziałam… Ale nie o tym.
Wydawać by się mogło, że to tylko 11 dni. 11 cudownych, zaskakujących, czasem załamujących,  podnoszących na duchu, całkiem energicznych, zawsze wypełnionych po brzegi dni. A wszystko to kwestią przypadku.
Szczerze mówiąc, zbyt dużo tego jest. Zatem po krótce. Zaczęło się tortem o północy z 23 na 24 grudnia. I ohydnym, ruskim szampanem. W gronie niemiecko-armeńsko-turecko-mołdawsko-fińsko-polskim uczciliśmy wigilię i pierwsze święto tradycyjną grą w UNO, frytkami, sałatką, kurczakiem, ryżem, rumem, świątecznym Kornem i koncertem Coldplay’a (w radiu, no cóż…). Dalej już z górki. Nocne zwiedzanie Vihti. Szalony taniec na stole i krzesłach. Wichura. Brak elektryczności. Brak wody. Brak jedzenia. Brak nadziei. (Ale jest czekolada, wódka i Internet) Wywoływanie duchów. Wspólne wspieranie się w cierpieniu. Wyczekiwanie na zbawienie. W Biberze. Tureckiej pizzerii, w Vihti. Ewakuacja do Helsinek. Z podejrzanymi i (raczej) przypadkowymi ludźmi. Więc ewakuacja i z samochodu. Zostaję całkiem solo. Miejscówka w Viki, u „ojca” Tony’ego. Zwiedzanie centrum. Wycieczka po zabytkowych i najsławniejszych barach w stolicy (polecam glogi wine w Kappeli, rozmowy w Hemingway’u i widok na miasto z Torni). Tłok. Zgiełk. Prześladowanie przez Turka. Muzea. Te zamknięte i te darmowe. Kościół w skale. Ponowne prześladowanie przez Turka. Powrót do Vihti. Gęste rozmowy. Zwiedzanie centrum. Mołdawski barszcz, Kevin sam w domu, Last Christmas. Prześladowanie przez Turka. Upalanie się szczęściem. Zapijanie różowym, kalifornijskim winem (nie ma jak to trafić na butelkę wyprodukowaną w Obornikach Wlkp.). Tworzenie bliżej nieokreślonej poezji. Helsinki again. Turecki Sylwester. Tureckie potrawy. Chilijskie wino. Wróżenie z fusów. Podróż do centrum. Podróż na ostatnia chwilę. 2012! Dzikość w ludziach. Szczególne i nieszczególne miejsca. Tłumy. Tłumy idiotów z dziećmi. Tłumy pijanych finów i rosjan. Podróż po bliżej nieokreślonych barach. Miejscówka w Motellete. Taniec, taniec, taniec. Pieszy powrót o 8.00. Nieustanna, 24 godzinna walka z brakiem snu. Powrót do domu. Powrót do Lehtimaki.     



Niemieckie przystawki.



Organizatorzy. Czyli Tatev i Dogukan.


Helsinki



Otwarte, a jednak zamknięte muzeum Kiasma.


Tennis Palace. Muzeum i kino w jednym.

Duma każdego szanującego się mieszkańca stolicy.

Vihti.

Moja wróżba. Moje serce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz