wtorek, 7 lutego 2012

Nic dwa razy się nie zdarza…

…a jednak! Luty zrobił mi niespodziankę. Pudełko belgijskich czekoladek w cudowny sposób podjechało pod mój nos. Wystarczyło się częstować i zaskakiwać za każdym razem! Mimo, że w tym czasie walczyłam ze stanem bardzo grypowym, luty dodał skrzydeł i optymizmu. Dobry to czas na pozytywizm. Potrzebny niesamowicie, bo tu już każdy się oswoił z myślą o wolontariuszce z Polski. Bardziej przypominam czasami mebel. Myślę, że ogólne zmęczenie materiałem dotyczy obu stron. Więc tak, odmiana jak najbardziej wskazana!

No i. No i. No i. Gdzie by tu zacząć… Od środka jak zawsze, bo u mnie chaos w życiu, chaos w głowie, chaos w systemie emerytalnym. Spacerowałam więcej, bo nie sama, bo z większą ochotą i klarowniejszym celem. -20, -25, -28 i maksymalnie dwie godziny marszu, bo po 30 minutach zamarzają mi włosy, chwilę później palce u stóp i palce u rąk. I twarz, oczywiście twarz. Ale nic poza tym, kurtka na syberyjskie zimy spełnia doskonale funkcję grzewczą. W pierwszej kolejności spacer po zamarzniętym małym jarvi. Czekałam na to całą zimę!!! Pierwsi i najprawdopodobniej ostatni zostawiliśmy tam swoje ślady, bo miejscowych to nie kręci, wręcz przeraża. A przecież trzeba żyć na krawędzi J No i przygoda. Przygoda musi być. Pewien człowiek, nad owym jeziorkiem właśnie zrobił nam prezentację swojej sauny i jakoś tak się wkręciliśmy na poniedziałkowe saunowanie (w języku fińskim to czasownik, saunowanie to czynność!). A zatem była to prawdziwa fińska sauna, opalana drewnem, podlewana świeżo zaczerpniętą wodą ze strumienia.  Prócz żywego ognia światło wpadało przez małe, obwieszone soplami okno. Po rozgrzaniu się do czerwoności bieg do jeziora. Nie najłatwiejsze to zadanie, zwłaszcza dla mnie, bo czuje tysiące igieł wbijających się w moje stopy. Z pomostu wchodzę niepewnie do przerębla, najtrudniej umoczyć tyłek. Niby +4 w wodzie, ale w pierwszej chwili chce się krzyczeć, bardziej z wrażenia niż z zimna. Dałam radę, wydając z siebie niesprecyzowane dźwięki, do szyi się zanurzyłam. Po drugim razie postanowiliśmy posiedzieć dłużej przed sauną przed ponownym wejściem do środka. Włosy zamarzały, ale do tego już się zdążyłam przyzwyczaić. Nowością była woda która zamarzła na nogach!!! Cieszyłam się jak dziecko z każdej chwili, z każdej sekundy. Niesamowite przeżycie i nieopisane wrażenie! Ale prawda jest taka, że pełniej się przeżywa z kimś, pełniej się oddycha z kimś, wszystko to miałoby niemierzalnie mniej uroku gdyby nie ktoś jeszcze. 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz