niedziela, 27 listopada 2011

Środek. Czyli myśli nieokiełznane/wydarzenia niespodziewane.

Zasypało dolinę muminków. 2-3 godziny i jest biało. Dlaczego dopiero dziś? No ja się pytam! To był ważny i długi weekend, choć na swój sposób krótki. Zaczął się nieoczekiwanie w środę po południu. Z Tobą.

Kilkunasto kilometrowe wycieczki piesze po okolicy, dart nad jeziorem, lodołamacz i maszyna do pisania z widokiem na zachód słońca. Różowe wino, czerwone wino, chilijskie wino, cierpki smak, wytrawny smak, zmysłowy smak, intymny smak. Swoboda wypowiedzi, niekontrolowane napięcie każdego mięśnia. Mało snu, niekończące się rozmowy, niekończące się dochodzenie do siebie. Poczucie spełnienia i niespełnienia, poczucie wypełnienia, poczucie kompletności i niekompletności, poczucie bezpieczeństwa. Ciepłe, mroźne, deszczowe, ponure powietrze. Dwie godziny słońca i brak jakikolwiek słońca.

Ponure Tampere. Ale nieważne, bo z Tobą. Przesłuchanie do „Idola”. Wyłącznie w charakterze widowni. Przypadkowej zresztą. Przerażający przewodnicy-policjanci w radiowozie. Muzeum Muminków w 5min. Ale bez Buki. Oszukustwo zatem. Zwiedzanie centrum. Zmęczenie. Krewetki z ryżem i bambusem po chińsku. Wino, ostatnie chwile przed rozstaniem.   

I jestem sama. Łapię trochę słońca. Swojego słońca. Szkoda, że po wszystkim. Szkoda, że gdy jestem sama. Szkoda, że bez Ciebie właśnie. Robię zdjęcia każdego komina, każdego ceglanego budynku w centrum. Latynos gra na akordeonie Nino Rota, The Godfather Waltz. Mistrzostwo! Wsiadam do pociągu. Otulam się szalikiem. Otulam się Allure. Jestem szczęśliwa. Uśmiecham się do Ciebie.

Szalony, zakręcony, niespodziewany, zaskakujący, nieprzewidywalny, uroczy, stymulujący, dowartościowujący, akceptujący czas to był. I znowu się uśmiecham.



1 komentarz: