wtorek, 22 listopada 2011

Wstęp. Andrzejki.

1500 myśli przebiega mi przez głowę. Może ciut więcej. Przez tydzień byłam księżniczką. Księżniczką dla siebie, księżniczką dla Ciebie, księżniczką dla innych. Żyłam. Żyłam inaczej i pełniej. Nawet ta szarość za oknem nie przeszkadzała.
Doszłam do wniosku, że warto na coś czekać, nawet jeśli się wydaje, że to coś złego, nieznanego, nieoczekiwanego, złożonego lub nie do przejścia.
Zatem „nadejszła ta wiekopomna chwiła” i odbyły się Andrzejki w opisto. Docenienie, spełnienie i nieukrywane zawstydzenie. Poniedziałek – przygotowania pełną parą, na maksymalnych obrotach. Od 8.00 konie, konie, konie do 15.00 bez przerwy i dalej dekorowanie, ozdabianie, szykowanie do 19.00 i dalej pisanie, szukanie, dopinanie na przedostatni guzik do późna, nie wiem jak późna. Wtorek w pośpiechu i nerwach, drukowanie, doklejanie, przeklinanie (duchowe takie). Przyjechali goście z Alavus i Helsinek. Annukka z którą to wypracowałyśmy wszystko co potrzebne do przygotowania przyjęcia, przedstawiła pomysł, ideę i Polkę która przytargała ze sobą wspomniane święto. I ruszyła maszyna – szast-pras i sukces! Mały, ale sukces! Tak naprawdę z Polskich tradycyjnych wróżb pozostało tylko przepowiadanie przyszłości i hit totalny – serca z imionami. Reszta to zabawa, wyrzucanie z siebie wszelkich zapasów energii, wbijając się z łomotem w podłogę, przy dźwiękach metalu i Rihanny. 

1 komentarz:

  1. Serca z imionami królowały w tym roku- wprawdzie w skromniejszym towarzystwie- również u mnie na piętrze :D I co, wylosowałaś sobie księcia Księżniczko? :)

    OdpowiedzUsuń