poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Tallin

Czyli krótko mówiąc: Malina zagranico.

Najgorsza z możliwych nocy. Możliwości było wiele. Mogłam np. spać. Ale nie. Nie spałam. Zbyt dużo stresu związanego z podróżą. Wielki Piątek, a do portu trzeba się jakoś dostać. Na promie 2000 osób + załoga. Ciasno, ludzie spali na wszystkich możliwych płaszczyznach. Reszta robiła zakupy bezcłowe (alkohol na kilogramy), brali udział w karaoke i pili, średnio od 7.30. Nie wiem co gorsze: pijany Fin, czy śpiewający Fin? Podczas trzy-godzinnej podróży morze widziałam przez kilka minut. Fatalnie znosiłam kołysanie.

Tallin wydał mi się ponury. Chodziłam zagubiona od autobusu do autobusu w poszukiwaniu szczęścia, gdy nagle usłyszałam za plecami „hej mała!”. I wtedy zaczęła się na dobre moja estońska przygoda!
6/7 kwietnia. Zimno. Mroźno. Śnieg i ślisko. Trudno patrzeć przed siebie, bo sypie, ale się chce, tak bardzo chce! Zakochałam się. Zakochałam na amen. Tallin jest przepiękny, zjawiskowy, z duszą. Stare miasto pokręcone dziesiątkami wąskich uliczek, z kamieniczkami, zdobionymi drzwiami, w przepięknych pastelowych kolorach, otoczone średniowiecznym murem.  Do tego ogromne kościoły i wstęp do każdego płatny. Śmieszne.

8/9 kwietnia. Bez śniegu, choć i słońca jeszcze dość mało. Codziennie odwiedzamy ulubiony kohvik z nie fińską, mocną, pyszną kawą. Do tego sernik zasypany soczystymi, zmrożonymi malinami. Sacher – przed wszystkim dla oczu. Niesamowita atmosfera idealnego, błogiego spokoju i oderwania od rzeczywistości. I rybka. Codziennie rybka. Marzec był smutny i ubogi nawet w jedzenie. Estonia postawiła mnie na nogi. Łosoś, halibut, dorsz w sosie krewetkowym. Żyć, nie umierać!
Stare miasto znam niemal na pamięć. Wszędzie kręcą się turyści: Rosja, Azja, Hiszpania, Finlandia i nawet trochę Polaków. W sklepach, restauracjach itd. słychać język fiński/estoński (bardzo podobne do siebie) i rosyjski. I co 10 metrów sklepy z pamiątkami; bursztyn na tysiąc sposobów, matrioszki i coś a la jajka faberge.















Muzeum fotografii.


Ratusz.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz