wtorek, 20 grudnia 2011

Dziś w lesie wszystkie gałęzie były moje. Najwyżsi dostają najwyższe konie. Głupia filozofia. I wskocz tu na zwierza! Więc wskakuję na grzbiet i niemal ląduje po drugiej stronie. Leila ratuje mój tyłek i w las! 1,5 godziny fantastycznej jazdy i brak czucia w palcach stóp. Cudownie. Cudownie. Wspa-nia-le!  (o jeździe mówię). Nie ma dzieciaków. Pracujemy tylko w stajni. Zrobiło się pusto czyli znacznie luźniej. I dobrze, bo rano, czy też jeszcze w nocy (jak kto woli) mam ciągłe problemy z odróżnieniem końskiego „końca” od „początku”. I powiedzmy sobie szczerze – konie robią ze mną co chcą. Ale co ja na to mogę? Walczę z bezsennością od kilku dni… Walczę. W saunie swoje wysiedziałam. W śniegu swoje wyleżałam. W końcu musi się udać. No.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz