czwartek, 22 września 2011

O tak w skrócie!

Dzień drugi to totalna porażka językowa. Nauczycielka fińskiego jest bezwzględnie szybka. Nie motywuje jej nic do mówienia w języku angielskim. Przynajmniej poranek jest miły. Idziemy do lasu i wędrujemy wzdłuż półwyspu zaliczając poszczególne punkty programu. Wieżę do obserwacji ptaków x2, stara latarnie morską (która wygląda jak stara rura wbita w ziemię), fińskie krowy i tipi. Razem przyrządzamy lunch w namiocie.

































Dzień 3,4,5 to trening. Ja jako wolontariusz. Ja i moja organizacja goszcząca. Ja i społeczność lokalna. Youthpass. Inne inicjatywy. Całe dni spędzamy na budowaniu obrazu samych siebie. Jest trochę przecinków w postaci posiłków (co dzień co raz lepszych) i zajęć na świeżym powietrzu. Prowadzący są mili, ale dzieli nas cienka, niewidzialna granica. Oni nas uczą. My pobieramy wiedzę.







Z cyklu "przechodzenie nad liną".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz