sobota, 3 września 2011

Zoooooo







Łoś! 



Jedziemy do zoo. Jedziemy przez las. Tu wszędzie jest las. Jak tu nie kochać Finlandii!? W skład wycieczki wchodzą mieszkańcy A5: Lukas, Christin i Alina. Oraz przewodnicy: Kaisa i Juha. Ahtari. Załapujemy się na tanie bilety za 8euro. I mamy szczerą nadzieję, że nie zacznie padać. Trasa przez zoo ma około 3km. Nie mam poczucia czasu odkąd zawitałam w tym kraju, więc nie mam pojęcia ile nam zajmuje „zwiedzanie”. „Zwiedzanie”, Lukas się ze mnie śmieje, bo zawsze potrzebuję elementów do zwiedzania… Prócz lasów i jezior chcę coś jeszcze zobaczyć, I’m sorry! Ale wycieczka; mijamy jelonki, dzikie świnie, śnieżne lamparty, osiem tuzinów reniferów różnej maści, różnego pochodzenia. I łosie! Piękne i ogromne łosie. Niedźwiedzie, bociany, wilki, dzikie koty, lamę. Sowę z Harrego Pottera, i inne ptaki, nie tylko te z Hitchocka.  Śpiącą fokę, śpiącego bobra, śpiące lisy. I niespodzianka; nasz, polskie żubry! Zbaczam z trasy i maszeruję na pomost, gdzie grupa fińskich motocyklistów ucieka na mój widok. Nie to, że wyglądam tak źle, po prostu złamałam fińską zasadę przebywania wśród ludzi, a raczej nieprzebywania. (Niepisana zasada brzmi: gdy widzisz grupę ludzi, nie podchodź, znajdź sobie inne miejsce) Ale mi się wszystko wybacza, jestem turystką!!!
Następnie shopping! Lukas się krzywi, ale jest głodny więc jedziemy do Tuuri. Tuuri to szczęście. Większe loterie odbywają się właśnie w tym miasteczku. Jest tu tez największe w okolicy centrum handlowe. Wygląda jak olbrzymi hangar, na przedzie stoi ogromna podkowa.
Wejście do sklepu wygląda jak nieco większy, typowy fiński dom.
Za nim rozciąga się hangar oferujący zakup wszystkiego co możliwe na rynku, prócz jedzenia. Jedzenie jest z drugiej strony hangaru. Wejście wygląda jak odrestaurowany, nieco kiczowaty zamek. Tuż obok centrum swoja wille postawił właściciel owego przybytku. W pierwszej chwili myślałam, ze to atrakcja dla dzieci. Błąd. Gipsowe jednorożce wokół oczka (a raczej oka) wodnego są szczytem kiczu i braku dobrego smaku.
Wracamy. W totalnej ciszy. Każdy jest zmęczony. W mieszkaniu dziewczyny przygotowują pullę, ja odgrzewam pierogi z truskawkami. Są dobre, ale bez szału i posklejane. Za to pulla… Ah pulla! Pijemy wino własnej roboty truskawkowo-rabarbarowe. Jemy lody własnej roboty o smaku białej czekolady. Dobijamy się trunkami z Estonii i chipsami z dipami, też własnej roboty. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz